czwartek, 20 grudnia 2012

***Prolog***

Pierwszy dzień liceum. Weszłam do wyłożonego kafelkami holu. ,,Jak można chodzić po czymś takim?" pomyślałam, z niesmakiem spoglądając na swoje baleriny, ślizgające się po podłodze. Oczywiście apel rozpoczął się jakieś 5 minut temu, ale miasto było strasznie zakorkowane i taksówka stała jakieś 15 minut. Podeszłam do planu szkoły wiszącego na ścianie i sprawdziłam gdzie jest aula. Na szczęście znajdowała się na końcu korytarza, na którym stałam, więc nie musiałam wędrować po całej szkole. Westchnęłam głęboko dodając sobie odwagi (w końcu cała szkołą siedziała już w środku słuchając dyrektora, a ja musiałam tam wparować) i ruszyłam szybko w kierunku drzwi. Weszłam do środka, ze szpuszczoną głową, udając, że mnie nie ma, ale i tak czułam na sobie spojrzenia. Jakieś dziewczyny w strojach cheerleederek prychnęły z wyższością, kiedy je mijałam. W końcu dotarłam do miejsca, gdzie siedziała moja jedyna znajoma w tej szkole - Izie, i usiadłąm koło niej.
-Heej, a ty co się tak spóźniasz?? - spytała i od razu dodała.- Super wejście, szkoda że sama na to nie wpadłam. Cała szkoła gapiła się nie Ciebie.
-Wiesz, jakoś nie jestem Tobą i mnie to nie bawi. - odburknęłam.
Spojrzałam w okno, za którym padał deszcz.

***
Londyn. Ciągle pada. Dotarłam do szkoły cała przemoczona. Przypominając sobie poprzedni dzień, spojrzałam na zegarek. Do lekcji było 20 minut. Przeornie wyszłam z domu wcześniej, ale tym razem nie było ŻADNEGO korku. O dziwo.
Weszłam przez drzwi i skręciłam za róg. Wtem poczułam, jak zrywa mnie z nóg. Upadłam na ziemię i ze złością spojrzałam w górę.
- Weź może się człowieku... - umilkłam, spoglądając w najpiękniejsze oczy na świecie. Należały do przystojnego bruneta, który spoglądał na mnie z troską.
- Hej, nic Ci nie jest? - spytał, wpatrując się we mnie, jakby chciał przewiercić mnie na wylot. Chciałam odwrócić wzrok, ale byłam jak zahipnotyzowana.
- Eee, nic, tylko troszkę się potłukłam.
- Aaa, to ok. - przyjrzał mi się jeszcze raz. Wtem podbiegł do niego kolega.
- Dalej, rusz się bo za trzy lata stąd nie wyjdziemy. - powiedział.
Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Zrywamy się z lekcji. Idziesz z nami? - spytał. - Muszę Ci jakoś wynagrodzić to zderzenie.
W mojej głowie rozegrała się wielka i szybka wojna. Z jednej strony chciałam iść, bo jak tu się oprzeć takiemu ciachu (nie czarujmy się, po prostu ideał) ale z drugiej strony to pierwszy dzień lekcji  i mam już je opuszczać?
Moje rozterki przerwała Izie, która podeszła znienacka.
- O, Tinsley!! Chodź, muszę Ci coś opowiedzieć. - i zaczęła mnie odciągać. Zdążyłam się tylko uśmiechnąć do nieznajomego.

- Ty, podygało Cię? - potrząsnęła mną izie. - To Zayn Malik!!
- Ładny, nie? - spytałam głupawym tonem.
- Tak, i zajęty. - Jak zawsze Izie już od początku wiedziała wszystko o wszystkich. - Podrywacz. Chodzi z Janet, tą cheerleederką. Niegrzeczny chłopak. Nie dla Ciebie, kochanie. Ty jesteś spokojna i opanowana, on lubi zaszaleć. Jeździ na motorze. Zbliżyłaś się kiedyś do motoru? Błagam Cię. - No i jeszcze trochę moralizującej gadki, że to chłopak nie dla mnie.
Przez resztę dnia nie rozmawiałyśmy o Zaynie Maliku, którego zresztą przez resztę dnia nie zobaczyłam ani razu, ale który uparcie pojawiał się w niej przez cały dzień.

W nocy śnił mi się Zayn. Mówił mi, że jestem piękna. Jeździliśmy razem na motorze i robiliśmy głupie rzeczy, na które nigdy bym się nie odwarzyła. Przytulał mnie i całował.
A rano dwie godziny wcześniej wstałam i zaczęłam się szykować do szkoły, żeby jakoś wyglądać.

*****************
W moim opowiadaniu Zayn na początku tylko będzie aż taki niegrzeczny, potem się trochę zmieni ;)
Mam nadzieję, że Wam sie spodoba.
Postaram się pisać reguralnie, pierwszy rozdział spróbuję dodać w weekend lub w któreś Święto.

Komentujcie ;)

XX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz